Nie potrzeba wiele, by rozpalić wyobraźnię graczy – wystarczy kilka nieoficjalnych informacji, parę dokumentów z AMD i jedno hasło: PlayStation 6. Nowa konsola Sony, choć nie została jeszcze oficjalnie zapowiedziana, już teraz wzbudza sporo emocji. I trudno się dziwić – jeśli doniesienia się potwierdzą, "Orion", bo taką nazwę roboczą nosi projekt, może być jednym z największych technologicznych skoków w historii tej marki.
Sony nie zmienia partnera – i dobrze. Za nowy procesor w PS6 nadal ma odpowiadać AMD, ale to nie będzie lifting układu znanego z PlayStation 5. Według doniesień chodzi o zupełnie nową jednostkę – Zen 6, czyli architekturę, której jeszcze nie ma nawet w komputerach stacjonarnych. Mowa też o tzw. architekturze chipletowej. Pod względem technologicznym to całkiem sprytne rozwiązanie. Dzieląc procesor na mniejsze elementy, można lepiej zarządzać energią i kosztami produkcji.
W praktyce? Konsola ma zużywać mniej prądu (około 160 W, czyli mniej niż PS5), a przy tym lepiej chłodzić się i być zwyczajnie... cichsza. Dla graczy oznacza to jedno – mniej irytującego szumu wiatraków, nawet przy gorących premierach. A dla Sony – mniej awarii i zwrotów.
W kwestii grafiki nie ma żartów. W PS6 ma się znaleźć układ oparty o architekturę RDNA 5 – i chociaż nie wiadomo jeszcze dokładnie, ile jednostek CU dostaniemy, to wydajność ma być nawet trzykrotnie wyższa niż w bazowym PlayStation 5. Dwa razy lepsze działanie ray tracingu to kolejna rzecz, która może cieszyć twórców gier – i tych, którzy lubią grać w 4K z maksymalnymi detalami.
Nowa ma być też pamięć. PS6 ma korzystać z GDDR7, czyli świeżego standardu, który ma zapewnić nawet 768 GB/s przepustowości. Mówiąc prościej: wszystko ma działać szybciej. Mniej przycięć, krótsze czasy ładowania, więcej przestrzeni dla grafik i tekstur w wysokiej rozdzielczości. Czy to potrzebne? Zdania są podzielone. Ale jeśli PS6 ma działać bez zadyszki przy najnowszych silnikach graficznych (jak Unreal Engine 5), to – niestety albo stety – takich parametry są zwyczajnie potrzebne.
Oficjalnej daty premiery nie ma. Ale wiele wskazuje na to, że PS6 pojawi się pod koniec 2027 roku. To pasowałoby do siedmioletniego cyklu życia konsol, który Sony utrzymywało przez ostatnie dwie dekady.
Jeśli chodzi o cenę – przecieki mówią o 499 dolarach, czyli około 2400 złotych. Ale tu trzeba być ostrożnym. Inflacja, kursy walut, podatki – wszystko może się zmienić. Mimo to, jeżeli Sony faktycznie uda się utrzymać taką cenę przy tej specyfikacji, będzie to spory atut.
Kolejny ważny temat to kompatybilność. Według doniesień PS6 ma być w pełni zgodne z grami z PS5, a może też z częścią gier z PS4. To ważne nie tylko z sentymentu – gracze po prostu nie chcą, żeby ich cyfrowe biblioteki gier wideo stały się bezużyteczne po premierze nowej konsoli. I trudno się dziwić.
Jeśli nawet połowa omawianych doniesień się sprawdzi, to PlayStation 6 będzie nie tylko szybsze, ale też lepiej przemyślane. Sony może postawić nie tylko na moc, ale też na efektywność, ergonomię i niższe koszty produkcji. To by oznaczało cichszą konsolę, mniej problemów z przegrzewaniem, więcej gier w 60 fps i... może nawet bez potrzeby aktualizowania co dwa lata do wersji Pro. Na razie pozostaje nam czekać. Ale jeśli "Orion" okaże się tak dobry, jak zapowiadają, to będzie to nie rewolucja, ale ewolucja z głową. I to też jest coś.
Pamiętajcie jednak, że żadna z powyższych informacji nie została potwierdzona przez Sony. Choć wiele z nich wydaje się wiarygodnych, obecnie opierają się one na przeciekach, które mogą, ale nie muszą okazać się prawdziwe.