Brytyjski rząd zapowiedział wprowadzenie ogólnokrajowego systemu cyfrowej identyfikacji. Nowy dokument, nazwany BritCard, ma być obowiązkowy dla wszystkich, którzy chcą legalnie pracować w Wielkiej Brytanii. Rząd przekonuje, że nowy system pomoże ograniczyć nielegalną migrację i uprości dostęp do niektórych usług publicznych. Krytycy widzą w tym jednak zagrożenie dla prywatności i kolejny krok w kierunku nadzoru państwowego.
Cyfrowy dowód będzie miał formę aplikacji mobilnej. W ten sposób dostęp do niego będzie prosty – wystarczy smartfon lub tablet. Znajdą się w niej podstawowe dane: imię i nazwisko, zdjęcie, data urodzenia oraz informacje o obywatelstwie lub statusie rezydenta. System ma wykorzystywać szyfrowanie i inne technologie zabezpieczające, co – według rządu – ma uczynić go bezpieczniejszym od dotychczasowych metod, takich jak papierowe dokumenty czy rachunki za media.
BritCard będzie wymagany tylko przy podejmowaniu pracy. Nie trzeba będzie nosić go przy sobie na co dzień i nie będzie potrzebny do korzystania z opieki zdrowotnej czy transportu publicznego. W przyszłości możliwe jest jednak rozszerzenie jego zastosowania – np. przy składaniu wniosków o dopłaty do opieki nad dziećmi, zasiłki czy prawo jazdy.
Dla osób, które nie posiadają smartfona, przewidziane mają być alternatywne formy weryfikacji, w tym fizyczne wersje dokumentu. Szczegóły powinny zostać dopracowane w trakcie zapowiedzianych na koniec roku konsultacji społecznych. Projekt ustawy ma trafić do parlamentu na początku 2026 roku, a system powinien zacząć działać jeszcze przed końcem obecnej kadencji.
Rząd podkreśla, że cyfrowa identyfikacja to nie tylko narzędzie do walki z nielegalnym zatrudnieniem, ale także fundament pod przyszłe reformy administracyjne. Darren Jones, sekretarz skarbu, nazwał BritCard „podstawą nowoczesnego państwa”. Jednak mimo zapewnień o bezpieczeństwie i korzyściach, propozycja wywołała spore kontrowersje.
Pojawiły się głosy sprzeciwu zarówno ze strony organizacji zajmujących się prawami obywatelskimi, jak i części polityków. Open Rights Group ostrzegła, że nowy system może doprowadzić do sytuacji, w której ludzie będą zmuszeni nieustannie udowadniać swoją tożsamość w codziennych sytuacjach. Petycja przeciwko cyfrowym dowodom zebrała ponad milion podpisów.
Kemi Badenoch, liderka Partii Konserwatywnej, zauważyła, że wiele osób już dziś korzysta z narzędzi cyfrowej identyfikacji w bankowości czy w internecie. Jednocześnie podkreśliła, że nikt nie powinien być do tego zmuszany. „Nie poprzemy systemu, który wyklucza osoby niekorzystające z technologii lub odbiera im prawa obywatelskie” – napisała w mediach społecznościowych.
Z kolei Nigel Farage z Reform UK skrytykował projekt jako nieskuteczny w walce z nielegalną imigracją i potencjalnie niebezpieczny z punktu widzenia ochrony danych. Jego zdaniem rząd zamiast rozwiązywać realne problemy, skupia się na wprowadzaniu narzędzi, które mogą prowadzić do nadmiernej kontroli obywateli.
Podczas gdy zwolennicy BritCard wskazują na przykłady z zagranicy – takie jak Estonia, Dania, Australia czy Indie – krytycy ostrzegają, że nawet najlepsze rozwiązania mogą być nadużywane. Przykładem są Chiny, gdzie cyfrowa identyfikacja wykorzystywana jest także do monitorowania społeczeństwa.
Rząd zapewnia, że brytyjski system nie pójdzie w tym kierunku, a dane obywateli będą dobrze chronione. Nie zmienia to jednak faktu, że wokół projektu narasta napięcie. Wszystko wskazuje na to, że cyfrowy dowód stanie się jednym z ważniejszych tematów politycznych w nadchodzących miesiącach.