Keeper – recenzja. Kto opiekuje się Opiekunem?

Paweł Matyjewicz
Data dodania: 17-10-2025

Niezależnie od tego, czy jest się fanem gier Double Fine, nie można odmówić im pomysłowości w kreowaniu światów i unikalnego stylu rozgrywki. Nie inaczej jawi się najmłodsze dziecko studia – Keeper. Bo czy może być coś dziwniejszego niż żywa, chodząca latarnia, przemierzająca razem z ptakiem surrealistyczną krainę? Gra zdecydowanie intryguje pomysłem, ale czy podróż tej niecodziennej pary można uznać za satysfakcjonującą?

Historia nietypowej przyjaźni

Grę rozpoczynamy od przebudzenia naszej latarni. Ta bynajmniej nie należy do leniuszków i szybko zaczyna stawiać pierwsze kroki. Po kilku niefortunnych upadkach nasz bohater staje na… nogi i rozpoczyna swoją wędrówkę przez tajemniczą, niczym wyrwaną ze snów krainę. W przygodzie towarzyszy nam pierzasty kompan o imieniu Twig, który początkowo podchodzi do latarni z dystansem, później dostrzega w relacji obustronne korzyści, aż w końcu zaczyna odczuwać emocjonalne przywiązanie do swojego wielkiego towarzysza.


Okazuje się, że to właśnie pogłębiająca się więź dwójki bohaterów jest siłą napędową gry. Całość jest niema – nie uświadczycie w niej choćby jednego dialogu, przynajmniej nie w tradycyjnym znaczeniu. Paradoksalnie, to właśnie dzięki temu zabiegowi jesteśmy w stanie mocniej zżyć się z postaciami. Słowa bardzo łatwo mogłyby zniszczyć przedstawiony kontekst. Tymczasem wszelkie niuanse, takie jak poruszająca się lampa i inne elementy latarni, sprawiają, że postrzegamy ją niczym żywą istotę. Bardzo szybko zaczyna nam też zależeć na jej losie. Śmiem wręcz twierdzić, że z tej niezwykłej pary to właśnie nasz Opiekun jest bardziej uroczy.


Ale właśnie – tytuł w moim odbiorze jest nieco przewrotny. Choć na początku odnosi się głównie do latarni, w miarę postępu przygody rola opiekuna płynnie się zmienia. Nasz protagonista daje skrzydlatemu przyjacielowi poczucie bezpieczeństwa, ale sam nie jest w stanie dotrzeć do celu swojej podróży i wielokrotnie jego przeżycie zaczyna zależeć od dzioba i szponów towarzysza.

Gry przygodowe w naszej ofercie:

Czy aby na pewno to gra logiczna?

Swoista symbioza bohaterów bardzo mocno przekłada się na samą rozgrywkę. Jednocześnie trudno jednoznacznie zdefiniować, czym tak naprawdę jest Keeper. Przez pierwsze etapy gra jawi się jako prosta, relaksująca chodzonka, w której rozwiązujemy zagadki środowiskowe. Stanowi to jednak jedynie preludium, w którym poznajemy wszelkie smaczki związane z zależnościami pomiędzy bohaterami.


Co ciekawe, pomimo niewielkiej liczby mechanik tytuł wielokrotnie wykorzystuje je w tak pomysłowy sposób, że przez większość czasu nie czujemy zmęczenia. Owszem, kilka lokacji – zwłaszcza w późniejszym etapie gry – jest dość rozwleczonych i powtarzalnych, przez co wkrada się nuda, ale i w nich odnajdujemy ładnie umieszczone smaczki, dzięki którym zyskujemy szerszy obraz świata przedstawionego.


Jeśli miałbym przedstawić założenia gry łopatologicznie, powiedziałbym, że głównym zadaniem latarni jest chodzenie i używanie na różne sposoby swojego światła – np. do zniszczenia niektórych obiektów lub rozświetlania kryształów budujących mosty – natomiast zadaniem ptaka jest przełączanie wszelkiej maści dźwigni, podnoszenie przedmiotów i umieszczanie ich w odpowiednim miejscu. Ale… to tylko połowa prawdy. Późniejsze poziomy oraz fabularne zaskoczenia, których z oczywistych względów wam nie zdradzę, całkowicie redefiniują grę i sprawiają, że musimy uczyć się jej na nowo.


Napiszę jedynie bardzo ogólnikowo, że z czasem porzucimy korytarzową narrację na rzecz bardziej otwartych przestrzeni. Mniej więcej w połowie rozgrywki czeka na was fabularny zwrot… a później kolejny, po którym rozgrywka całkowicie się zmienia. I kurczę, chciałoby się powiedzieć więcej, ale czuję, że i tak napisałem za dużo, bo każda poważniejsza zmiana w rozgrywce jest podyktowana ważnym wydarzeniem fabularnym.

Światło, nosisz je w sobie…

Ale coś jednak warto napisać. Skupię się zatem na głównych założeniach, bo i te z czasem mocno ewoluują. Początkowo używamy światła latarni do – no cóż – rozświetlania. Bardzo szybko zyskujemy jednak zdolność skupienia potężnej wiązki, dzięki czemu wachlarz naszych możliwości znacząco się powiększa. Bardzo dobrze twórcy wykorzystali zdolności latarni do narracyjnych zabiegów. Świat reaguje na światło naszego bohatera: rośliny rozkwitają, mroczne korzenie zostają spalone, a dzięki rozświetlaniu jesteśmy w stanie odbudować poukrywane w lokacjach monumenty, zbudować mosty czy wejść w interakcję z różnymi istotami żyjącymi w krainie.


Przekłada się to na chęć odkrywania i węszenia po wszelkich zakamarkach. Choć w grze nie uświadczycie interakcji rodem z najlepszych gier przygodowych, nie raz zrobi się wam cieplej na sercu, widząc, jak świat zmienia się na waszych oczach. Wielkie uznanie należy się również autorom za ciekawe zagadki. Ponownie – nie jest to poziom typowych gier logicznych, ale w moim odczuciu to duży komplement dla Keepera. Zagadki środowiskowe, choć coraz bardziej rozbudowane, nigdy nie zatrzymały mnie w czasie podróży. Czułem, że organicznie pasują do lokacji, w których aktualnie się znajduję. Myślę, że to celowy zabieg, mający na celu urozmaicenie przygody, a nie sztuczne jej wydłużanie.


Do moich ulubionych etapów – o których mogę napisać bez zdradzania fabuły – należy miasteczko zębatek, w którym za pomocą kryształów zmieniamy fazy dnia, co przekłada się również na etapy życia Twiga. Przykładowo, zawieszając miasteczko w godzinach wieczornych, Twig staje się duchem, co można odbierać jako śmierć postaci. Natomiast używając kryształu poranka, nasz pierzasty kompan wraca do etapu, gdy był jeszcze w jajku. Odpowiednie manipulowanie czasem i towarzyszem pozwala finalnie odbudować miasteczko.

Zobacz także: Keeper - wymagania PC

Świat wyobraźnią malowany

Kolejnym bardzo ciekawym przykładem jest różowa kraina, w której latarnia zostaje pokryta substancją przypominającą watę cukrową, dzięki czemu jesteśmy w stanie wysoko podskakiwać, a nawet przez chwilę szybować w powietrzu. Tutaj nie rozwiązujemy łamigłówek – skupiamy się głównie na odpowiednim wykorzystaniu lekkości postaci, by dostać się na wyższe platformy. Pomijając niezwykle sugestywny wygląd tego miejsca, nawet animacje latarni zostają na chwilę całkowicie zmienione.


Ale nie wszystko jest tu jasne i kolorowe. Każdy etap gry prezentuje zupełnie inny wygląd i atmosferę. Początkowe poziomy są pod względem kolorystycznym bardziej optymistyczne i mają wprowadzać poczucie tajemnicy świata, w którym dopiero się przebudziliśmy. Kolejne wielokrotnie stanowią już jego mroczniejsze interpretacje – zniszczone, starożytne świątynie, złomowiska czy ciemne jaskinie. Te wywołują wyobcowanie, lęk i niepokój.


Niezależnie jednak od tego, gdzie aktualnie się znajdziecie, malarska estetyka i surrealistyczna oprawa sprawiają, że świat przedstawiony zachwyca swoją kreatywnością w każdej sekundzie. Gra jest pod względem miejsc i użytej palety kolorów tak zróżnicowana, że częściej przypomina zwariowane sny twórców niż faktycznie istniejące lokacje. Za to należą się ogromne brawa dla projektantów, bo choć graficznie tytuł nie jest w stanie rywalizować z wielkimi hitami, wyobraźnią często bije je na głowę. To również gra, z której niemal każdy zrzut ekranu nadaje się na tapetę komputera – a to chyba najlepiej świadczy o jej wizualnych atutach.

Gdy zapada ciemność

Tradycyjnie tam, gdzie jasność, musi być i ciemność. Podróżując, napotkałem na kilka pomniejszych błędów, które jednak mają zostać naprawione w dniu premiery. Zapewnienia twórców zapewnieniami, ale dla własnego spokoju ducha muszę napisać, co w czasie rozgrywki nie zadziałało tak, jak powinno.


Dużo tego nie ma, więc spokojnie. Najbardziej irytowała mnie w grze kamera – a jest to rzecz, której raczej naprawić się nie da. O ile samo kadrowanie lokacji jest świetne, tak przez zmiany kąta czasami trudno było kierować wiązką światła w wymagane miejsce. Często też przez ten sam problem mało widoczne były przejścia czy rozgałęzienia dróg. Kolejnym błędem, na który natrafiłem, było złe zdefiniowanie czasu w wykonywaniu aktywności Twiga – bywało, że kręcenie korbą trwało kilka dobrych minut i wówczas używanie w tym celu analoga kontrolera było bardzo uciążliwe.


Latarnia potrafiła też czasem blokować się na niektórych obiektach, a podpowiedzi wyświetlające się w czasie rozgrywki bywały błędne. Nie są to jednak problemy, które sprawiają, że tytuł jest niegrywalny. Keepera ogrywałem na konsoli Xbox Series X i nie sprawiał większych problemów. Biorąc pod uwagę, że twórcy mają naprawić wspomniane błędy na premierę, na większość z nich prawdopodobnie nawet nie natraficie.

Zaopiekuj się mną!

To jaki jest ten Keeper? Bardzo trudny do zdefiniowania i jeszcze trudniejszy do opisania – przynajmniej, gdy nie chce się zdradzać całej historii. To gra spokojna, w większości czasu wręcz powolna, ale relaksująca. Bardziej skupia się na doświadczeniach i emocjach niż na rozbudowanych mechanikach. Nie jest to w pełni gra logiczna, daleko jej też do zręcznościówki czy klasycznej przygodówki. Powiedziałbym, że to swoisty miszmasz gatunkowy, który swoim własnym tempem zdradza graczowi kolejne sekrety.


Jeśli czujecie potrzebę odkrywania i przeżycia ładnej historii, która niekoniecznie będzie wam przedstawiona dosłownie; jeśli poszukujecie przygody pełnej ciepła i nostalgii, a przy tym pragniecie zobaczyć coś nietuzinkowego i zaskakującego pod względem wizualnym Keeper jest właśnie dla was. W czasie mojej podróży z latarnią i Twigiem nie miałem poczucia straconego czasu, a droga, choć niezbyt trudna pod względem łamigłówek, mimo wszystko potrafiła zaangażować i złapać za serce. Czy może być lepsza rekomendacja? Na to pytanie musicie odpowiedzieć sobie sami.

Nasza ocena: 7.5/10

Wróć

Właściciel serwisu: TERG S.A. Ul. Za Dworcem 1D, 77-400 Złotów; Spółka wpisana do Krajowego Rejestru Sądowego w Sądzie Rejonowym w Poznań-Nowe Miasto i Wilda w Poznaniu, IX Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego pod nr KRS 0000427063, Kapitał zakładowy: 41 287 500,00 zł; NIP 767-10-04-218, REGON 570217011; numer rejestrowy BDO: 000135672. Sprzedaż dla firm (B2B): dlabiznesu@me.pl INFOLINIA: 756 756 756