Brzmi jak science fiction: coś, co wygląda jak komar, lata jak owad i nie przyciąga uwagi... ale rejestruje rozmowy, nagrywa obraz i przekazuje dane na odległość. To nie opis sceny z filmu szpiegowskiego, lecz rzeczywistość. Chińscy naukowcy pokazali mikrodrona, który zmienia reguły gry – nie tylko w wojsku, ale i w świecie wywiadu. Co warto o nim wiedzieć?
Nie jest tajemnicą, że mikrodrony wojskowe rozwijane są w wielu krajach. Ale to właśnie chiński mikrodron wzbudził największe emocje. Jego niewielkie rozmiary czynią go idealnym narzędziem do zbierania informacji w sposób dyskretny. Potrafi przelecieć przez otwarte okno, przysiąść na lampie, a nawet unosić się pod sufitem i prowadzić cichą obserwację.
Zgodnie z doniesieniami mediów, jego główne zadania to rozpoznanie terenu, śledzenie osób oraz zbieranie danych z pomieszczeń, do których dostęp w inny sposób byłby niemożliwy. Dron szpiegowski tej klasy może być wykorzystywany zarówno w działaniach wojskowych, jak i w operacjach wywiadowczych. Niepokojące? Tak – bo granica między ochroną a inwigilacją może się zacierać.
Chiński mikrodron, zaprezentowany przez Narodowy Uniwersytet Technologii Obrony w Hunan, zaskakuje nie tylko rozmiarem. Przypomina komara – nieprzypadkowo. Dzięki temu nie budzi podejrzeń. Zamiast śmigieł ma maleńkie skrzydełka, które poruszają się jak u owadów. Taki bioniczny design pozwala mu latać cicho i precyzyjnie, nawet w zamkniętych pomieszczeniach.
W środku tego drobiazgu znajduje się zaawansowana miniaturowa elektronika: kamera termowizyjna, mikrofon kierunkowy, czujniki ruchu oraz miniaturowa antena, umożliwiająca skuteczne zbieranie danych nawet w trudnych warunkach. Całość waży mniej niż ćwierć grama. To właśnie dzięki temu mikrodron może spełniać funkcję nowoczesnego "pluskwy" – śledząc ruchy, rejestrując dźwięk i obraz, nie pozostawiając śladu obecności. W porównaniu do tradycyjnych dronów szpiegowskich, ten model jest niemal niemożliwy do wykrycia.
Choć mikrodron chiński robi wrażenie, nie jest jeszcze doskonały. Jak każda nowa technologia, ma swoje ograniczenia. Przede wszystkim czas lotu – obecnie to zaledwie kilkadziesiąt sekund do minuty. Tyle wystarcza, by zebrać dane, ale nie pozwala na długotrwałą obserwację. Drugim problemem jest zasięg – sygnał trzeba wzmacniać lub przekazywać lokalnie, by dane nie zostały utracone.
Jednak sam fakt, że tego typu drony przyszłości działają i są testowane w rzeczywistych warunkach, to przełom. W porównaniu do większych maszyn zwiadowczych są niemal niewykrywalne – nie tylko wzrokiem, ale także przez systemy radarowe. Dodatkowo, ich cena w masowej produkcji może być relatywnie niska, co czyni je potencjalnie groźnym narzędziem.
Nie tylko Chiny inwestują w mikrodrony. Podobne projekty rozwijają także USA, Izrael i Norwegia. Black Hornet to znany przykład – nieco większy, droższy (około 200 000 zł), ale działający już w armii. W tym kontekście mikrodron chiński wpisuje się w wyścig technologiczny, w którym zwycięży nie ten, kto stworzy największą maszynę, lecz ten, kto stworzy najmniej widoczną.
W dłuższej perspektywie mikrodrony mogą znaleźć także zastosowania cywilne – w ratownictwie, monitoringu katastrof, inspekcjach przemysłowych czy nawet rolnictwie precyzyjnym. Ale na razie ich głównym celem pozostaje jedno: wywiad i kontrola. To rodzi pytania o prywatność i bezpieczeństwo danych w świecie, gdzie podsłuchują już nie tylko komputery, ale… sztuczne komary.