Call of Duty: Black Ops 7 – recenzja. Kryzys tożsamości, który ratuje mocny multiplayer

Paweł Matyjewicz
Data dodania: 01-12-2025

Nowe Call of Duty postanowiło nie rozglądać się na konkurencję i samotnie przedrzeć się przez okopy przy pomocy najnowszych technologii. Futurystyczna wizja i liczne zabiegi nie przypominają już wcześniejszych odsłon, co teoretycznie powinno odświeżyć serię, ale w praktyce wywołuje niepotrzebny zamęt, którego niestety nie jest w stanie udźwignąć i zrozumieć solowy gracz. Czy tryb wieloosobowy i zombie są w stanie uratować dzień?

Black Ops 7 – NIE dla solowego gracza

Przede wszystkim największym nieporozumieniem w przypadku kampanii fabularnej jest wymóg stałego połączenia z siecią. Zresztą, zacznijmy od tego, że tak naprawdę tryb solowy jest nim tylko z nazwy. To w istocie zaprojektowana dla czterech graczy przygoda na około 4–6 godzin, która daje praktycznie zero szans manewru osobom, które chcą ukończyć ją w pojedynkę. W teorii wyboru samotnej przygody nie ma i kropka – przynajmniej nie w tradycyjnym znaczeniu. Aby zagrać samemu, będziecie musieli wyłączyć możliwość dołączania do zabawy innym graczom. Co jednak ciekawe, nawet wówczas czasem na ekranie pojawiają się komunikaty mówiące o próbie dołączenia do gry losowych osób. 


Przyznaję, że na początku zabawy czułem się głupio, bo chwilę zajęło mi znalezienie właściwej opcji w menu, które bardziej przypomina kafelki sklepu niż grę, i wcale mi w tym nie pomagało. W końcu jednak udało się odpalić kampanię samotnie, a następnie w towarzystwie sprawdzonego towarzysza broni.


I niestety pojawiły się od razu kolejne problemy. Otóż, mimo że w wyreżyserowanych scenach widzimy czwórkę bohaterów, tak w grze już towarzyszy nie uświadczymy – albo gramy w pełnym czteropaku, albo zobaczymy jedynie automatycznie przydzielonych żołdaków. Jest to o tyle dziwne, że towarzystwo botów nie jest czymś niezwykłym, a w tym przypadku wyłączenie ich z walki sprawia, że całość wygląda bardzo nienaturalnie, by nie powiedzieć… absurdalnie.


To jednak nie koniec. Wyraźnie daje się odczuć, że kampania fabularna cierpi na kryzys tożsamości i sama nie wie, w którą stronę powinna się udać. Niezrozumiałym jest naliczanie czasu aktywności gracza w trakcie przechodzenia misji – zapomnijcie zatem o zrobieniu sobie kawy, wyjściu z psem czy dłuższej pauzie. Kilkuminutowa nieaktywność wiąże się z wyrzuceniem z rozgrywki – a powtórzę, nadal mówimy o trybie dla solowego gracza. Wisienką na torcie jest brak punktów kontrolnych. Inaczej… w teorii występują i dopóki gramy możemy z nich korzystać, ale w praktyce jeśli z jakiegokolwiek powodu musimy wyłączyć grę w środku misji, ta nie zapamięta naszych postępów, co wiąże się z rozpoczęciem jej całkowicie od nowa.

Gra Call of Duty: Black Ops 7 w naszej ofercie:

Kampania, której brak własnej tożsamości

Gdy pozostawimy za sobą techniczne aspekty kampanii i przyjrzymy się jej ogólnej konstrukcji, szybko dojdziemy do wniosku, że jest to odsłona, która próbuje naśladować wszystkie inne serie naraz i w rezultacie sama nie wie, kim chciałaby zostać, gdy już dorośnie.


Strzelanie i poruszanie się po lokacjach są solidne, bez dwóch zdań. Gdy już zaczniemy grać, naprawdę można czerpać przyjemność z rozgrywki – o ile zapomnimy o historii i skupimy się na samej eliminacji przeciwników. Bo czego to Call of Duty: Black Ops 7 nie ma! Otóż nasi żołnierze już w pierwszej misji zostają wystawieni na działanie bardzo niebezpiecznych, halucynogennych chemikaliów i od tej chwili możecie zapomnieć o wszystkim, co w serii do tej pory widzieliście. Twórcy postanowili wrzucić graczy do szalonej kolejki na szynach i zaprosić na prawdziwą jazdę bez trzymanki. Zatem niemal każda z pozoru zwyczajna misja z czasem przemienia się w narkotyczną wizję, która powoli odsłania przeszłość i lęki protagonisty.


I kurczę, to brzmi naprawdę super na papierze. Czasami wydawało mi się, że włączyłem Far Cry, a nie grę wojenną – i bynajmniej nie jest to żaden przytyk z mojej strony. Właśnie w tym tkwi największy problem kampanii Black Ops 7. Nie chodzi o sam pomysł, a o jego egzekwowanie. Poszczególne etapy – np. ten przypominający horror, w którym walczymy z przerażającymi pająkami i innym robactwem, czy pierwsza wizja, w której przemierzamy miasteczko, a z nieba spadają na nas gigantyczne maczety – są naprawdę nieźle zaprojektowane pod względem samej rozgrywki. Ale niestety, w połączeniu z futurystyczną wizją świata tworzą dziwaczną, pozbawioną spójności konstrukcję z powykrzywianych kart, która co rusz rozpada się na naszych oczach. Zapomnijcie o myśleniu czy analizowaniu tego, co widzieliście. W rezultacie naprawdę nie ma to najmniejszego sensu i lepiej skupić się na tym, co Call of Duty robi dobrze – czyli na strzelaniu.

Tryb wieloosobowy na ratunek!

Gdy już myślimy, że gra postanowiła złożyć broń i się poddać, wkracza on – cały na biało. Tryb multiplayer! To właśnie w nim odnajdziecie stare, dobre Call of Duty i bez wątpienia, jeśli ogrywacie serię od lat, jest to element, dla którego warto zainwestować w Black Ops 7. Pomijając fakt, że najpewniej to tutaj spędzicie najwięcej godzin, gra nawet nie próbuje udawać, że została stworzona z myślą o trybie solowym.


Co by jednak nie było, że seria zatrzymała się w miejscu, jest kilka nowości, które warto przybliżyć. Jedną z najważniejszych jest rezygnacja z łączenia graczy według ich umiejętności. Ma to oczywiście swoje dobre i złe strony. Od teraz wszyscy gracze trafiają na jedną wspólną listę, a niesławne "skill-based matchmaking" pozostaje w grze jako rozwiązanie opcjonalne. Ot, jeśli uznacie, że faktycznie w normalnych warunkach umieracie zbyt często i nie warto się frustrować. Ale tak na poważnie – to faktycznie największa bolączka nowego rozwiązania, bo w grze siedzi mnóstwo wymiataczy. Choć przyznaję, że poza szlifowaniem swoich umiejętności bojowych, nie jestem w stanie wymyślić niczego lepszego. Wydaje mi się, że właśnie granie z lepszymi od nas i uczenie się na błędach jest efektowniejsze niż sztuczne stanie w miejscu – zatem zmianę uznaję za pójście w dobrym kierunku.


Zwiększono również nieco nasze możliwości ruchowe poprzez wprowadzenie odbijania się od ścian. Początkowo nie mogłem się do tego rozwiązania przekonać, ale po pewnym czasie okazało się ono naprawdę niezłe i wprowadziło sporo dynamiki do walki – zwłaszcza na niektórych mapach. Jednocześnie brak większej czytelności względem obiektów, od których można się odbić, sprawiał, że przy intensywności starć zapominałem o nowej możliwości i grałem w bardziej tradycyjny sposób. Mimo wszystko jest to raczej kwestia prywatnych preferencji i dobrze, że nowa mechanika trafiła do zabawy.


A poza tym, cóż można powiedzieć? Mapy w trybie wieloosobowym są solidnie zaprojektowane, choć pod tym względem nie doznacie żadnego oświecenia. Przystosowano je w wielu miejscach do nowego sposobu poruszania, co niewątpliwie przekłada się na dynamikę starć, jednocześnie wielokrotnie miałem wrażenie, że tereny powinny być jeszcze większe – właśnie przez uwzględnienie w nich nowych zdolności. Samo strzelanie jest bardzo satysfakcjonujące i zwyczajnie przyjemne. Pod tym względem CoD od lat stanowi jakość samą w sobie. Bardzo spodobała mi się również nowa progresja postaci, w której nawet ogrywając nieszczęsną kampanię zdobywamy perki i doświadczenie, które liczą się w trybie wieloosobowym. Zdecydowanie to właśnie multiplayer powinien być powodem kupna Black Ops 7.

Nowe tryby, a zombie, zombie, zombie

Tryby pozostały z grubsza takie same, a z nowych najbardziej wyróżnia się Skirmish 20 na 20 – choć przyznam, że osobiście nie jestem wielkim fanem tego typu rozgrywki. Zabawa bardzo przypomina tradycyjne battle royale, siłą rzeczy rozgrywa się zatem na nieco większych terenach i do naszej dyspozycji oddano również pojazdy. Zadanie graczy jest tu proste – przynajmniej pozornie – przejście kolejnych wyznaczonych punktów, a następnie ich ochrona przed oddziałem przeciwnika. Niczym w podobnych tego typu grach, po śmierci nie odradzamy się w punkcie kontrolnym, lecz lecimy w powietrzu na wingsuicie. Bardziej dynamiczne pod względem samej konstrukcji jest tak zwane Przegrzanie, chociaż w tym przypadku postawmy sprawę jasno – to inaczej nazwane przejmowanie flag, więc wiadomo, czego się spodziewać.


Ze wszystkich trybów wieloosobowych najbardziej przekonały mnie do siebie ponownie zombiaki, które wymagały od zespołu największej synchronizacji i planowania. Jak wiemy, zombie są niezmienne, ale w tym przypadku to dobra nowina. Znowu trafiamy na obszerny teren, w którym poukrywane są nowe pukawki i usprawnienia, i ponownie musimy zmierzyć się z hordami nieumarłych. Ciekawą nowością są natomiast samochody, którymi od teraz możemy przemieszczać się pomiędzy strefami. Stały się one niejako naszymi dodatkowymi kompanami, o których również warto zadbać. Możemy to zrobić za pomocą różnego rodzaju usprawnień, takich jak montowane działko laserowe.


Ciekawym według mnie pomysłem jest wymuszenie oczyszczenia danej strefy i doprowadzenia do niej zasilania. Może i z czasem staje się to monotonne, ale sprawia, że granie w tryb zombie staje się nieco bardziej spójne i klimatyczne. Ogólnie teraz tryb jest nieco bardziej immersyjny i podobał mi się bardziej niż w poprzednich odsłonach.

Futurystka nie zawsze idzie w parze z wykonaniem

Biorąc pod uwagę osadzenie gry w niedalekiej przyszłości, chciałbym napisać, że pod względem technicznym również przewyższa ona wszystko, co do tej pory widzieliśmy. Niestety, i tutaj co rusz można spotkać rozwiązania, które w moich oczach są całkowicie niezrozumiałe.


Poza fragmentami surrealistycznymi, większość misji osadzonych jest na mapach, które wręcz dobitnie pokazują, że zostały przygotowane pod rozgrywkę wieloosobową. Mimo że wizualnie zachęcają one do eksploracji, nie da się ich w pełni zwiedzać, a jakiekolwiek zboczenie z wytyczonej przez twórców trasy powoduje uruchomienie licznika, który potrafi zakończyć rozgrywkę szybciej niż pocisk snajpera. Pisałem już o tym przy okazji recenzji Battlefield 6 – bardzo nie lubię takich sztucznych blokad, bo wybijają one z rytmu rozgrywki, a niestety w Black Ops 7 zderzałem się z nimi nagminnie.


Wielokrotnie natykamy się też na elementy kopiowane z uporem maniaka, takie jak dokładnie te same zwłoki cywilów. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że twórcy leniwie używają tych samych assetów dosłownie obok siebie w zadaniach, które wymagają interakcji. Można wręcz odnieść wrażenie, że niektóre lokacje tworzyła sztuczna inteligencja, i naprawdę nie pozostawiają one po sobie dobrego wrażenia.


Kilka razy, mimo że grałem w towarzystwie, gra nie czekała na wszystkich graczy i odpalała pewne wydarzenia, co przekładało się na komiczne sytuacje, w których jeden z graczy musiał na piechotę gonić samolot, bo nie zdążył na niego wskoczyć. Biorąc pod uwagę, że misje są tworzone pod kooperację, dziwnym jest, że gra czasem tego nie uwzględnia.


No i kwestia grafiki. Gdy spoglądamy na grę, wszystko wydaje się być na właściwym miejscu. Ba, miejsówki potrafią być naprawdę ładne i przykuwają wzrok, jednak przy bliższych oględzinach zaczynamy dostrzegać liczne niedociągnięcia. Już szybkie spojrzenie na podłoże ujawnia rozmyte tekstury, które w obecnej generacji wręcz nie przystoją. Tak samo elementy 2D w roślinności i uporczywe używanie tych samych skrzyń czy przeszkód niezależnie od otoczenia. Doskonale rozumiem, że są to wybory wynikające z większego nacisku na rozgrywkę wieloosobową, ale nawet wówczas mogło być znacznie lepiej.


Niestety, Black Ops 7 nie jest tytułem pozbawionym błędów. Grze zdarzają się crashe i spadki animacji. Wymuszone połączenie z siecią wręcz zwiększa liczbę takich sytuacji, bo gra potrafi spowolnić chociażby przez graczy, którzy chcą dołączyć do naszej rozgrywki. Kilka razy zdarzyło mi się również utknąć w ścianie lub w innym obiekcie, a przeciwnicy pojawiali się nagle na ekranie – o ile w przypadku potworów jest to w pełni uzasadnione, tak średnio pasuje do zwyczajnych żołnierzy. Ostatnią rzeczą, do której mam mocne obiekcje, jest zaprojektowanie samego menu. Nawigacja w poszczególnych zakładkach to prawdziwy koszmarek, i nawet odnalezienie opcji przełączania trybu na singlowy wymaga specjalnych oględzin. Całość, jak już pisałem, przypomina jeden wielki sklep, a nie dobrze zaprojektowane menu z trybami rozgrywki.

Czy Black Ops 7 spełnia oczekiwania?

Odpowiedź na to pytanie jest bardzo przewrotna. Gracze skupiający się na rozgrywce solowej i chcący przeżyć ciekawą historię będą zawiedzeni, a nawet zdruzgotani tym, w jaki sposób ich potraktowano. Black Ops 7 NIE jest kompletnie przygotowane pod solową rozgrywkę, i nawet gdy w teorii to umożliwia, w praktyce liczne ograniczenia i brak balansu dla jednego gracza sprawiają, że jest to tytuł w wielu aspektach totalnie niegrywalny. Polecam zatem dwukrotnie, a nawet trzykrotnie zastanowić się przed zakupem, bo na rynku jest sporo lepszych alternatyw. Jeśli należycie do takich graczy, śmiało odejmijcie od oceny końcowej dwa oczka, bo tego zwyczajnie obronić się nie da.


Zgoła inaczej wygląda sprawa w przypadku osób preferujących granie online. Powiedzmy sobie szczerze – Call of Duty od lat kierowane jest głównie do nich. Dla nich będzie to pełne doświadczenie na najwyższym poziomie. Liczne i zróżnicowane tryby oraz ulepszenia progresu postaci, perków czy poruszania się sprawiają, że w nową odsłonę gra się jeszcze przyjemniej. To nadal porządnie zaprojektowana strzelanka, która w odpowiednim towarzystwie daje dużo frajdy i jest satysfakcjonującym doświadczeniem na setki godzin. Bo Black Ops 7 najlepiej smakuje w sprawdzonym i zaufanym towarzystwie – jeśli takowe posiadacie, zapomnijcie o wszystkich wymienionych wadach, bo i tak będziecie się świetnie bawić. A przecież właśnie o to chodzi.

Nasza ocena: 7/10

Wróć

Właściciel serwisu: TERG S.A. Ul. Za Dworcem 1D, 77-400 Złotów; Spółka wpisana do Krajowego Rejestru Sądowego w Sądzie Rejonowym w Poznań-Nowe Miasto i Wilda w Poznaniu, IX Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego pod nr KRS 0000427063, Kapitał zakładowy: 41 287 500,00 zł; NIP 767-10-04-218, REGON 570217011; numer rejestrowy BDO: 000135672. Sprzedaż dla firm (B2B): dlabiznesu@me.pl INFOLINIA: 756 756 756