Death Stranding 2: On The Beach - recenzja. Kojima znów tego dokonał!

Paweł Matyjewicz
Data dodania: 24-11-2025

Rzadko bywa, że samo nazwisko twórcy wywołuje aż tak olbrzymie emocje wśród graczy, jak w przypadku Hideo Kojimy. Jedni go kochają, twierdząc, że wszystko, czego dotknie, zamienia się w złoto, inni uważają, że bliżej mu do szaleńca niż do geniusza. Niezależnie od tego, po której stronie barykady się stanie, jedno pozostaje niezmienne – obok jego gier nie da się przejść obojętnie. Czy powrót na plażę w Death Stranding 2 jest jedynie powtórką z rozrywki, czy kolejnym objawieniem?

Przesunięcie granic, których przesunąć się nie da

Kojima jest prawdziwym psotnikiem. Za każdym razem, gdy wydaje mi się, że granice jakościowe obecnej generacji zostały postawione pod murem, on kiwa paluszkiem i kolejny raz udowadnia, że się mylę. Nie inaczej jest w przypadku Death Stranding 2. Już ogrywając jedynkę, nie mogłem wyjść z zachwytu temu, jak bardzo realistyczne są postacie i jak filmowo prezentuje się każda fabularna scena. Natomiast dwójka jest znów kolejnym krokiem w ewolucji fotorealizmu w grach wideo i aż boję się, co jeszcze jesteśmy w stanie pod tym względem osiągnąć. Wiem natomiast jedno, Kojima nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.


Napisać, że coś zasługuje na szczególną uwagę w przypadku DS2, to w sumie jak nic nie napisać. Ale gdybym musiał już wskazać, byłyby to postacie bohaterów i ich szczegółowe animacje, które tak naprawdę trudno już często odróżnić od prawdziwych aktorów. Nie mam tu na myśli samej kwestii poruszania się, ale przede wszystkim bardzo rozbudowaną mimikę, która chyba najbardziej pokazuje, jak bardzo jest to złożony pod względem technicznym tytuł.


Siłą rzeczy najwięcej czasu spędzimy w towarzystwie Sama, w którego ponownie wcielił się uwielbiany przez tłumy Norman Reedus. Choć jest to kolejna już istotna rola w jego dorobku, w moim odczuciu zarazem jedna z najważniejszych w jego karierze. Mam wrażenie, że dzięki odpowiedniemu poprowadzeniu Kojimy aktor nie tyle odgrywał, co wręcz był Samem i często ukazywał swoje prawdziwe emocje i wnętrze. Widać to zwłaszcza w scenach, w których bardziej poruszana jest więź Sama z Lou – w nich wyraźnie daje się odczuć ojcowską miłość, której zwyczajnie nie da się podrobić, o ile faktycznie nie jest się ojcem.


Jednocześnie nie byłoby Sama, gdyby nie wspierające go postacie. Pojawiają się znajome twarze, jak Fragile czy Heartman, i ponownie każda scena z ich udziałem sprawia, że zaczynamy zadawać sobie więcej pytań o świat, w którym przyszło nam żyć. Swoją drogą, Léa Seydoux znacznie częściej gości na ekranie, a jej wątek stał się jednym z najbardziej kluczowych w całej grze. Powraca również Troy Baker i napiszę nieskromnie, że moim zdaniem Higgs jest chyba rolą jego życia.


DS2 stoi także mocno debiutami, z których najbardziej spodobała mi się Elle Fanning, wcielająca się w Tommorow, i Shioli Kutsuna, ogrywająca uroczą Rainy. Choć nie byłbym sobą, gdybym chociaż nie wspomniał o Tarmanie – kapitanie okrętu Megellan – któremu wizerunku użyczył sam George Miller. I… na tym pozwolę sobie zakończyć, bo tak jak w przypadku pierwszej części, zdradzanie jakichkolwiek szczegółów o postaciach doprowadza do niebezpiecznych spoilerów. Wierzcie mi, że Death Stranding 2 jest grą, którą chcecie odkrywać, chłonąć i po prostu czuć bez zbędnego wsparcia.

Gra Death Stranding 2: On The Beach w naszej ofercie:

Konsekwencje i nowe horyzonty

Co jednak stało się z Samem po pierwszej części? Otóż postanowił usunąć się w cień, by w spokoju skupić się na wychowaniu Lou. Jednak gra nie byłaby grą, gdyby coś nie zaburzyło sielanki bohatera i nie zmusiło go do ponownego założenia kurierskiego plecaka. Fabularnie druga część podobała mi się znacznie bardziej niż jedynka. Mam wrażenie, że Kojima stworzył znacznie mniej pogmatwaną, jak na swoje standardy, historię, która jednocześnie wielokrotnie zaskakiwała, ale była też znacznie bardziej przystępna. Jeśli czasami gubiliście się w nie zawsze zrozumiałych monologach jedynki, tym razem nie powinniście mieć podobnego problemu.


Tym razem przyjdzie nam odwiedzić aż dwie nowe lokacje, którymi są Meksyk i Australia, do której dostęp został sprawnie wyjaśniony fabułą jedynki. To właśnie dzięki działaniom Sama w pierwszej odsłonie zmienił się mocno sposób pracy kurierów, ale jednocześnie pojawiły się też nowe zagrożenia, które dość szybko dają o sobie znać w historii. Zresztą obecna fabuła jest prowadzona znacznie lepszym tempem – nie ma w niej aż tak dużej ilości przestojów i całość wydaje się pod tym względem bardziej zwarta i rzeczowa. Na tyle, że nawet spokojne przemierzanie lokacji nie wywołuje znudzenia.


Oczywiście, tak jak w przypadku postaci, krajobrazy ponownie zachwycają swoją szczegółowością, jakością tekstur i unikalnym przedstawieniem środowiska. Już pierwsze ujęcie w grze sprawia, że chcemy chłonąć całym sobą świat przedstawiony, a z każdą kolejną minutą i godziną robi się pod tym względem jeszcze ciekawiej. Zwłaszcza że, poza nowymi anomaliami, w końcu doczekaliśmy się efektów pogodowych z prawdziwego zdarzenia. Nie są one jedynie piękne w teorii, a diametralnie potrafią odmienić styl rozgrywki.


Przykładowo mocne ulewy mogą wywołać małe powodzie, przez które przeprawy przez rzeki stają się znacznie trudniejsze. Burze piaskowe ograniczają nie tylko widoczność, ale sprawiają, że zwyczajnie gubimy się w otoczeniu. Ale to dopiero początek – zjawiska środowiskowe, takie jak lawiny czy pożary, realnie wpływają na życie Sama, które szybko może się zakończyć, o ile nie będziemy uważać. Bo przecież nikt nie chce być zasypany żywcem lub uwięziony w piekielnej klatce palącego się lasu.


Wszystko to sprawia, że kolejna podróż nabiera zupełnie nowego wymiaru, a przecież w teorii znów łączymy sieć w regionie, a więc robimy dokładnie to samo, co w poprzedniej części.

Nie, to nie Metal Gear Solid

Na szczęście i pod tym względem nie możemy narzekać na nudę. Aktywności i sposobów wykonywania zadań jest teraz znacznie więcej, co również wpływa na ich atrakcyjność. Znacząco rozbudowany został system walki, a co za tym idzie – możliwości w tym zakresie. Powiedziałbym, że jest teraz płynniejszy, bardziej zręcznościowy i ponownie… przystępniejszy. Sam może robić stosowne uniki i blokować ataki wrogów. Co prawda Death Stranding 2 nie zamienia się przez to w akcyjniak, ale pod wieloma względami bliżej mu obecnie do Metal Gear Solid niż do pierwszej odsłony.


Podałem poprzednie dzieło Kojimy jako przykład nie bez powodu, gdyż wyraźnie daje się odczuć, że twórca czerpał z niego garściami, chociażby przy mechanice skradania, które podobnie jak otwarte starcia, również uległo gruntownej przebudowie. Możemy zatem ukrywać się w trawie, by przemykać za plecami strażników, a także eliminować ich cicho, dokładając tłumik do używanej broni lub obezwładniając elektrycznością. Wiele misji zresztą wymaga cichego podejścia do sprawy, a wykonywanie ich w ten sposób daje najwięcej satysfakcji.


Czy kiedykolwiek twierdziliście, że pierwsze Death Stranding, poza kilkoma momentami, nie stanowiło wyzwania? Jeśli tak, ucieszy was informacja o bossach, którzy pojawiają się w czasie rozgrywki. Każdy z nich robi kolosalne wręcz wrażenie i to nie tylko pod względem wizualnym. To pełnoprawne etapy walki, których nie powstydziłaby się topowa strzelanka, a to głównie za sprawą bardziej rozbudowanemu arsenałowi Sama. Mówiąc wprost – jest… ekscytująco? Tak, to określenie w końcu nabiera znaczenia w rozgrywce i widać, że twórca wsłuchuje się mocno w zażalenia i uwagi swoich fanów.


Wisienką na torcie są opcjonalne pojazdy, które nie tylko pomagają nam w szybszym przemierzaniu otwartych lokacji, ale również mogą być dodatkowym wsparciem w czasie konfrontacji. Z czasem możemy je dostosowywać do własnych potrzeb za pomocą usprawnień. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zamontować nań automatyczne działko, które stanie się skuteczną pomocą w podbijaniu rozsianych po mapie obozów przeciwników. Jeśli uznacie, że wasze cztery koła są zbyt kruche, wyposażcie je w dodatkowy, wzmocniony pancerz i od razu odczujecie różnicę. Bardziej zależy wam na pracy kuriera niż komandosa? Zamontujcie wysięgniki do zbierania towaru, dzięki którym nawet nie będziecie musieli wychodzić z za kółka.


Ha! Idąc za ciosem, niczym w Metal Gear Solid 5, możemy teraz chwytać zwierzęta i sprowadzać je do mini-rezerwatu. Te wszystkie, zdawać by się mogło, niewielkie ulepszenia całkowicie odmieniają sposób, w jaki doświadczamy dzieła Kojimy. To nie tyle rewolucja, co bardziej ewolucja marki, która i tak zapisała się już na kartach historii, a teraz staje się jeszcze pełniejsza i przez to po prostu lepsza.

Oprawa dźwiękowa, która ponownie ma znaczenie

Tak więc, jak już wywnioskowaliście z tekstu, gra zachwyca pod względem wizualnym. Ale Death Stranding 2 to także prawdziwa uczta dla uszu. Pochylmy się nad oprawą dźwiękową. Warto zwrócić uwagę, że choć na ekranie widzimy twarze znanych aktorów i twórców, w większości przypadków za ich głosami stoją zupełnie inne osoby. Jednym z wyjątków jest tutaj wspomniany wcześniej Troy Baker, który jest dobrze znanym graczom profesjonalnym aktorem głosowym i jednocześnie twarzą Higgsa. W moim odczuciu za swoją rolę zasłużył on na wiele branżowych nagród i nie sądzę, by szybko usłyszymy go w bardziej spektakularnej odsłonie.


Jednocześnie wielkie brawa należą się pozostałym aktorom. Wszystkie wypowiadane przez nich kwestie brzmią niesłychanie naturalnie i wiarygodnie. W połączeniu z fotorealistycznymi modelami faktycznie jesteśmy w stanie uwierzyć w istnienie odgrywanych przez nich postaci, a po rozgrywce niekiedy trudno uwierzyć, że niektóre… twarze poza Death Stranding brzmią niezbyt znajomo.


Na szczególną uwagę zasługują również dwie warstwy ścieżki dźwiękowej, które popełnili Ludvig Forssell w przypadku muzycznego podkładu i Woodkid, który odpowiadał za nagranie specjalnego albumu do Death Stranding 2: On The Beach. Instrumentalna warstwa doskonale uzupełnia, a miejscami wręcz tworzy poszczególne sceny, budując odpowiedni klimat w czasie przemierzania lokacji i szybszych scen akcji. Natomiast piosenki Woodkida w kluczowych momentach fabuły potrafią wycisnąć z gracza wiele skrajnych emocji. Jeśli uważacie się za muzycznych koneserów lub po prostu fanów muzyki z gier wideo, zapewniam, że odnajdziecie w zaprezentowanych albumach prawdziwy katharsis.

Oops!...I Did It Again

No i teraz zaczęliście się mocno zastanawiać, bo przecież w całym tekście nie ma nawet wzmianki o błędach technicznych tytułu. Sprawa w tym przypadku jest naprawdę prosta. Kojima Productions ponownie tego dokonało i dostarczyło grę, która jest praktycznie pozbawiona większych problemów. A zaznaczam przy tym, że tytuł ogrywałem na bazowej wersji PlayStation 5. Nie znaczy to oczywiście, że Death Stranding 2: On The Beach jest grą idealną – choć pod wieloma czynnikami można ją tak postrzegać. 


To nadal typowa produkcja spod szyldu Kojimy, z całym bagażem twórcy, który przyzwyczaił nas do niekonwencjonalnego dostarczania treści i eksperymentowania w obrębie przekazu. Niektórzy gracze mogą więc uznać, że część zabiegów i liczne ekspozycje są dla nich mało zrozumiałe i atrakcyjne. Warto również nadmienić, że pomimo otwartego świata to nadal gra bardzo filmowa i, sięgając po nią, musicie przygotować się na liczne, bardzo długie wyreżyserowane sceny. 


Jeśli natomiast już jesteście fanami Kojimy, to ani moja recenzja, ani żaden inny tekst nie zmienią waszego zdania. Całkowicie odpłyniecie w ciekawej i intrygującej wizji twórcy, która jest zwyczajnie inna od wszystkiego, co do tej pory widzieliśmy. Gdy dodamy do tego wielogodzinną – robiąc wszystko, zabawy starcza na około 80 godzin – rozbudowaną i zróżnicowaną rozgrywkę, otrzymujemy finalnie jednego z najsilniejszych kandydatów do miana gry roku 2025. Można wręcz nie ubóstwiać Kojimy – sam nie jestem jego psycho fanem – ale trudno odmówić mu kunsztu, odwagi i wyobraźni, a w dzisiejszych czasach połączenie tych trzech cech jest gwarancją sukcesu. Zdecydowanie jest to podróż, jakiej szybko nie zapomnicie.

Nasza ocena: 10/10

Wróć

Właściciel serwisu: TERG S.A. Ul. Za Dworcem 1D, 77-400 Złotów; Spółka wpisana do Krajowego Rejestru Sądowego w Sądzie Rejonowym w Poznań-Nowe Miasto i Wilda w Poznaniu, IX Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego pod nr KRS 0000427063, Kapitał zakładowy: 41 287 500,00 zł; NIP 767-10-04-218, REGON 570217011; numer rejestrowy BDO: 000135672. Sprzedaż dla firm (B2B): dlabiznesu@me.pl INFOLINIA: 756 756 756