Dźwięk, który można zobaczyć. Brzmi absurdalnie, ale naukowcy z Pekinu udowodnili, że to możliwe. Zamiast mikrofonu – światło. Zamiast membrany – zwykły liść. I choć brzmi to jak żart, technologia naprawdę działa. Co więcej – kosztuje tyle, co nowa koszula. Ale to nie cena robi największe wrażenie…
Wyobraź sobie urządzenie, które nie musi "słyszeć", by wiedzieć, co mówisz. Wystarczy, że skieruje na Ciebie światło – i odczyta z delikatnych drgań kartki papieru lub nawet liścia to, co właśnie powiedziałeś.
Tak właśnie działa mikrofon wizualny opracowany przez zespół naukowców z chińskiego Instytutu Technologii w Pekinie. Klucz leży w obserwacji – a dokładnie w śledzeniu mikroskopijnych drgań obiektu, wywołanych przez fale dźwiękowe. Gdy mówimy, przedmioty w naszym otoczeniu delikatnie wibrują – nawet jeśli tego nie zauważamy. Nowa technologia pozwala te drgania rejestrować… za pomocą światła.
Zamiast klasycznego mikrofonu, system używa prostego źródła światła i pojedynczego czujnika, który "widzi" zmiany w odbitym promieniu. Taka metoda, choć wygląda na skomplikowaną, w rzeczywistości bazuje na stosunkowo prostych i tanich komponentach.
Jednym z największych atutów tej technologii jest jej koszt. W przeciwieństwie do innych optycznych systemów nagrywania dźwięku, które wykorzystują drogie lasery i szybkie kamery, mikrofon z Pekinu można zbudować za mniej niż 100 dolarów, czyli ok. 400 złotych. Oznacza to, że może być dostępny nie tylko dla wojska czy laboratoriów, ale również dla przeciętnego użytkownika.
W testach naukowcy wykorzystali kartkę papieru i liść. Oba obiekty umieszczono w pobliżu głośnika, z którego odtwarzano fragment utworu Beethovena oraz nagrane wcześniej wypowiedzi po chińsku i angielsku. Efekt? System zdołał nie tylko rozpoznać język, ale też wyraźnie odtworzyć treść nagrań. Owszem, przy wyższych częstotliwościach pojawiły się lekkie zniekształcenia dźwięku – ale większość została zredukowana dzięki cyfrowym filtrom.
Zaskakujące jest także to, że dane z mikrofonu wizualnego można przetwarzać przy bardzo niskiej przepustowości. Wystarczy około 4 megabajtów na sekundę, co otwiera drogę do transmisji dźwięku w czasie rzeczywistym bez obciążania sieci czy sprzętu.
Zastosowań tej technologii można sobie wyobrazić mnóstwo. Na przykład w medycynie – do bezkontaktowego monitorowania oddechu lub bicia serca. Albo w inteligentnych domach, gdzie system rozpozna komendę głosową, choć nie usłyszy ani słowa.
Ale są też bardziej kontrowersyjne scenariusze. Taki mikrofon mógłby z powodzeniem "podsłuchać" rozmowę w pomieszczeniu przez szybę, patrząc na drgającą roślinę czy kubek z kawą. I choć na razie to jeszcze eksperyment, pytania o prywatność i granice monitoringu nasuwają się same.
Czy taka technologia trafi kiedyś do kieszeni zwykłego użytkownika? A może będzie zarezerwowana wyłącznie dla służb lub przemysłu? Na dziś nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
Obecny prototyp to dopiero początek. Naukowcy już planują miniaturyzację urządzenia i jego integrację z innymi technologiami. Wyobraźmy sobie smartfona, który potrafi odczytać Twoją mowę z drgającej strony książki – bez włączonego mikrofonu.
Pojawiają się też pomysły na zastosowanie tej technologii w dronach, systemach bezpieczeństwa, a nawet w edukacji czy konserwacji zabytków – wszędzie tam, gdzie kontakt fizyczny z obiektem jest niemożliwy lub niepożądany.
Według analityków, rynek mikrofonów i czujników audio może do 2030 roku osiągnąć wartość ponad 4 miliardów dolarów. Mikrofony wizualne – choć dziś raczkują – mogą być w tej branży prawdziwym objawieniem.