W Chinach rozpoczęto testy urządzeń, które wydają papier toaletowy dopiero po zeskanowaniu kodu QR i obejrzeniu reklamy, lub alternatywnie po uiszczeniu niewielkiej opłaty. Projekt już wzbudza wiele kontrowersji i stawia liczne pytania w kontekście prywatności. Czy nasza przyszłość ma wyglądać niczym w serialu Black Mirror?
W wybranych toaletach publicznych w Chinach pojawiły się dyspensery papieru toaletowego, które wymagają od użytkownika zeskanowania kodu QR umieszczonego na urządzeniu, a następnie obejrzenia krótkiej reklamy w aplikacji na smartfonie lub tablecie. Dopiero po tym procesie maszyna wydaje określoną ilość papieru. Alternatywnie użytkownik może od razu zapłacić około 0,5 juana (około 3,50 zł) aby uniknąć oglądania reklamy.
Powodem, jaki podają władze lokalne lub operatorzy jest ograniczenie marnotrawstwa. W wielu miejscach dochodziło do sytuacji, że papier był pobierany w nadmiernych ilościach, zwłaszcza tam, gdzie jego wydawanie było darmowe i w żaden sposób nie monitorowane. Wcześniej w niektórych miejscach stosowano urządzenia oparte na skanerach twarzy – na przykład w parku Świątynia Nieba w Pekinie, gdzie maszyna identyfikowała osobę i ograniczała ponowne pobranie papieru w określonym przedziale czasu.
Technologicznie nowy system wydaje się prostszy. Zamiast rozbudowanego skanowania twarzy wykorzystuje zwykły kod QR oraz krótkie wideo-reklamy, co ogranicza koszty i komplikacje instalacji.
Ten z pozoru banalny przypadek ujawnia wiele ciekawych wątków dotyczących współczesnej publicznej przestrzeni, monetizacji oraz naszej prywatności.
Reklama w miejscu tak intymnym jak toaleta publiczna rzuca pytanie: w jakim stopniu przestrzeń publiczna staje się przestrzenią komercyjną? Gdy dostęp do papieru toaletowego, który do tej pory był postrzegany jako podstawowy element higieny, uzależnia się od obejrzenia reklamy, debata na temat znaczenia publicznych usług nabiera zupełnie nowego, niebezpiecznego tonu.
Kwestia prywatności i równego dostępu. Użytkownicy już teraz skarżą się, że nowy system faworyzuje osoby posiadające smartfon z łączem internetowym. Choć w obecnych czasach nieposiadanie połączenia może wydawać się dziwne, nie każdy takowe jeszcze posiada. Co z osobami, które takiej możliwości nie mają? Z drugiej strony, używany argument o ograniczeniu marnotrawstwa również ma sens. Patrząc nawet na nasze rodzime toalety papier jest często kradziony, wyjmowany hurtem lub zwyczajnie marnowany.
Ten eksperyment to pewien sygnał na temat zmian w modelu funkcjonowania przestrzeni miejskiej. Zamiast typowego finansowania z podatków lub budżetu miejskiego, pojawiają się modele usługi w zamian za uwagę. Twoja uwaga za nasz papier toaletowy. Czy to krok w stronę szerszego trendu? Możliwe. Nie jest jeszcze jasne, czy system wyjdzie poza etap testowy.
Dla szarego użytkownika taki system może być postrzegany jako nieco absurdalny. Z jednej strony to kilka sekund oglądania, ale z drugiej moment wyjątkowo prywatny. Czy taka zmiana wpływa na nasze poczucie komfortu? Wielu komentujących w mediach społecznościowych uznaje to za przykład przesadnej komercjalizacji codziennego doświadczenia. Z drugiej strony, jeżeli system faktycznie zadziała i zmniejsza koszty dla miasta może stać się w przyszłości uzasadnionym rozwiązaniem.
Jednak istnieją realne i często banalne obawy. Co jeśli telefon się rozładuje? A jeśli użytkownik nie ma smartfona lub aplikacja będzie długo się aktualizowała? W takich sytuacjach model może wykluczać. Również dyskusyjna jest tu kwestia samej higieny. Włączenie aplikacji, skanowanie kodu – to dodatkowe kroki w sytuacji, gdy człowiek chciałby jedynie spokojnie załatwić potrzebę.
Etycznie warto zapytać, czy infrastruktura sanitarna powinna zależeć od oglądania reklam lub płatności. W kontekście sektora publicznego wydaje się to przesunięcie granic. Co do tej pory było usługą dostępną niejako automatycznie, staje się usługą warunkowaną.
Dla nas w Polsce sprawa skłania do refleksji nad tym, jak technologia i reklama wkraczają w coraz bardziej intymne aspekty życia miejskiego. Może warto zastanowić się już teraz, jakie granice chcemy wyznaczyć. Bo choć oszczędność papieru jest zrozumiała, sposób jej osiągnięcia może budzić większe kontrowersje niż sam problem.